Battlefield: Vietnam - Agent Orange z pełnym magazynkiem
Pierwszy Battlefield 1942 zabrał nas w podróż po największych bitwach II Wojny Światowej. Dodatki jak i sama gra sprzedały się świetnie i doskonale wpasowały się w trendy obecne w branży. Dzieło Digital Illusions CE zaoferowało nam możliwość prowadzenia walk na niespotykaną dotąd skalę z użyciem szerokiego arsenału, co stało się stałym elementem serii, wyróżniającym ją spośród dość monotematycznej konkurencji. Szał na gry osadzone podczas największego konfliktu na świecie nie malał nawet odrobinę, ale twórcy nie zamierzali tą samą ścieżką, co każdy, przenosząc akcję kontynuacji do Wietnamu.
Gier osadzonych podczas tej ogromnej skazy na honorze Ameryki jest dość mało z dość oczywistych przyczyn - gracze o wiele bardziej wolą wcielać się w bohaterskich aliantów, rozstrzeliwać nazistów i ratować świat, niż brać udział w nieoczywistym moralnie konflikcie, podczas którego Ameryka dopuściła się zbrodni wojennych, za co obywatele Wietnamu płacą po dziś dzień. Powstało kilka gier w latach 90., a nawet na początku XXI wieku (warto wspomnieć o kilku misjach w Call of Duty Black Ops), jednak prawdziwych gier osadzonych w Wietnamie wiernie oddających realia konfliktu, z wysokim budżetem, dobrym zespołem jest... nie ma ich w ogóle.
Digital Illusions CE postanowiło pójść na pohybel panującym trendom tworząc w 2004 roku Battlefield: Vietnam.
Twórcy pomimo zupełnie zmienionych realiów trzyma się schematów utartych przez poprzednią część, Battlefield 1942. Bardzo fajny elementem, który zrywał z rutyną był tryb Capture The Flag wymieszany z klasycznym podbojem. Taktyka w nim ustępowała refleksowi i sprytowi, a jak wygląda on w Vietnam? Nie wygląda, bo zupełnie go wycięto. Jest to bardzo dziwne posunięcie, ponieważ w żaden sposób nie kolidował z resztą gry. Co prawda, starano się go zastąpić wariacjami na temat podboju, ale nie wyszło to aż tak dobrze.
Rozgrywka sama w sobie pozostała w dużej mierze bez zmian. Na początku wybieramy klasy postaci np. inżyniera, medyka, czy też szturmowca. Każdy z nich różni się bronią oraz innym sprzętem. Przeniesienie w czasu akcji gry do lat 70. pozwoliło na użycie zaawansowanego i w miarę współczesnego oręża, więc możemy używać takich cudów technologi, jak uniwersalny karabin maszynowy, karabin M4 i kałasznikow. Mapy stały się bardziej złożone i dają jeszcze więcej opcji w infiltracji wroga.
Stało się tak za sprawą samego Wietnamu, który wypełniony jest niewielkimi rzekami i gęstymi drzewami. Rzekę możemy przepłynąć łódką, dzięki czemu posiadamy odpowiedni element zaskoczenia, ale nic nie stoi nam na przeszkodzie, aby wykonać znany mi lot tnąco-koszący myśliwcem w kierunki flagi, by bez przeszkód ją zająć.
Wbrew pozorom, to bronie i nowe pojazdy a nie ekwipunek pozwalają na nowe manewry. O wiele bardziej celne bronie znacznie ułatwiają grę, a M60 pozwoli nam na zalanie gradem pocisków zdezorientowanych przeciwników. Najlepszą nowością są bezapelacyjnie helikoptery. Dzięki nim w prosty sposób możemy transportować sporą liczbę żołnierzy, którzy z okna helikopteru mogą robić pogrom przypominający ten z Full Metal Jacket.
Właśnie, Full Metal Jacket. Stanley Kubrick w tym filmie genialnie ukazał szaleństwo dziejące się w Wietnamie i bestialskich amerykanów, którzy niczym nie przypominają bohaterów z plakatów propagandowych. Jak się przy tym ma BF: Vietnam? Cóż, atmosfera tamtych lat jest wręcz namacalna. Nie byłoby tak, gdyby nie rewelacyjna ścieżka dźwiękowa złożona właśnie z utworów z lat 70-80. Aż szkoda, że użyte zostały tylko na ekranach ładowania. Same mapy również przypominają scenerię z Czasu Apokalipsy i Full Metal Jacket. Jeśli chodzi o bardziej ważniejsze elementy, jak przedstawienie nieoczywistości i okrucieństwa na wojnie, to nie odczujemy go nawet w najmniejszym stopniu. Tryb dla pojedynczego gracza znów został rzucony w kąt i mamy tylko prymitywne (hm... jakie w takim razie są kampanie w CoD?) potyczki z botami. BF: Vietnam jest po prostu grą zupełnie bezosobową, jeśli chodzi o te sprawy. Jednak bądźmy szczerzy - czego możemy oczekiwać od Electronic Arts?
Graficznie trochę się zmieniło przez 2 lata - jest więcej detali, obiektów na mapie, klatek animacji, lecz wydaje mi się, że to trochę za mało; oczami wyobraźni wciąż widzę w tej grze BF1942 z delikatnym liftingiem. Dźwięki, mimo że wysokiej jakości, też są jakby znajome. Nie jest źle, ale można by było upchać więcej elementów na mapach.
Reasumując, jeśli ktoś oczekuje dość podobnej gry do BF1942, podczas której będziemy walczyć z dziesiątkami wrogów, to trafił pod dobry adres. Rozgrywka jest tak samo wciągająca, satysfakcjonująca i powalająca rozmachem, jak w 2002 roku. Jednak osoby liczące na prawdziwe piekło wietnamskiej wojny i porządną kampanię singlową dla wytrawnych graczy, to niech pozostaną przy kinematografii.