Facebook
21.12.2018

Chivalry: Medieval Warfare - Średniowieczne papier, kamień, nożyce

Walka z użyciem broni białej jest już obecna od dziesiątek lat, jednak rzadko jest ona robiona na tyle dobrze, by zwracać na nią większą uwagę. Są takie rzadkie przypadki, jak Die by the Sword, Nidhogg, czy Jedi Outcast (tam korzystaliśmy z mieczy świetlnych). Teraz szczegółowe wymachiwanie stało się rzadkością i jeszcze większą niszą niż wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że są wciąż twórcy, którzy podejmują się wyzwania stworzenia zaawansowanego modelu walki. 

Torn Banner Studios należy do tej wąskiej grupy, jest tak za sprawą Chivalry: Medieval Warfare, który został przez nich wydany w 2012 roku. 

 

Już na początku wiele osób może spotkać zgrzyt, ponieważ gra jest ściśle nastawiona na multiplayer, więc na rozbudowany singiel opowiadający o jakiejś wojnie w czasach średniowiecza możemy pomarzyć. Co prawda, mamy lekko fabularyzowany tutorial, ale "lekko" jest tutaj słowem kluczowym. Jedyne co nam więcej pozostaje, to wybrać się na jeden z wielu serwerów, wejść do jakiejś większej potyczki i walczyć do upadłego i jeszcze trochę.

 

"A nad nim ziemia poruszona grzmiała...

 

Schemat jest nad wyraz prosty, ale sprawdza się wyśmienicie. Nasze wyposażenie to gołe pięści, jedna duża broń (długi miecz, młot, halabarda), jedna krótka (mały miecz, morgensztern) oraz broń rzucana (noże, topory, prymitywna bomba dymna). Mieszanka ta sprawdza się bardzo dobrze w dosłownie każdej sytuacji, dzięki czemu nigdy nie będziemy czuli się kompletnie bezradni. Sam model walki przypomina trochę papier, kamień, nożyce: w odpowiednim momencie blokujemy, odpowiadamy atakiem i odskakujemy od wrogiego ostrza. Twórcy starali się jakoś zadbać o balans i np. blokować nie możemy przez cały czas, bo po chwili broń sama wraca do standardowej pozycji, ale problemy i tak są odczuwalne. Znajdą się czasami tacy, którzy znają grę i błędy w silniku na wylot, przez są nas w stanie rozłożyć lekkim mieczem mają tylko odrobinę życia, ale to rzadkość.

 

Walka nie polega tylko na jednym rodzaju zamachu. Do dyspozycji mamy mnóstwo ruchów, które zależne są od kierunku w jakim idziemy, czy rodzaju przyciśniętego klawisza myszki. Gra obsługuje domyślnie klawisze poboczne, a nawet... scroll. Dzięki temu starcia nie są płytkie i możemy dostosowywać taktykę do każdej sytuacji.

Bardzo często starcie możemy zakończyć zanim się dobrze zacznie za pomocą zdradzieckiego ciosu od tyłu, ale są nawet specjalne animacje, które pozwalają nam honorowo zacząć starcie. Co do animacji, to twórcy ciekawie podeszli do regeneracji zdrowia, ponieważ musimy włączyć jedną z nich i wydać z siebie ogromny okrzyk, który może przyciągnąć do nas potencjalnych przeciwników. 

 

...I unosiły się duchy rycerzy."'

 

Oprócz zwykłego boju w pojedynkę czy w drużynach, mamy też tryb wymagający od nas wykonania paru prostych zadań (palenie wiosek, zabicie króla etc.), obowiązkiem przeciwnej drużyny jest z kolei powstrzymanie nas. Niestety, Chivalry na dłuższą metę brakuje jakiejś głębi w rozgrywce i urozmaicenia. Najbardziej zniechęcającym elementem jest ciągle przycinanie przy walce, przez co nie giniemy z naszej winy, tylko z powodu słabe kodu gry. Klimat średniowiecznych bitew też gdzieś ulatuje, gdy towarzysze broni wykonują jakieś absurdalne pozy i ogólnie zachowują się jak kurczaki bez głowy. 

 

Grafika jest całkiem przyjemna dla oka, ale w 2012 roku nie wyznaczała jakiś standardów. O ile wersja pc działa bez zarzutu, to wydania na konsole siódmej generacji radzimy omijać szerokim łukiem. Gra na PS3 oraz Xbox 360 działa i chodzi, a raczej zatacza się okropnie; to po prostu tani port wydany na szybko i z powodu jeszcze sporego zainteresowania starą generacją. 

 

Reasumując,  ̶h̶i̶v̶l̶a̶r̶r̶y̶ Chivalry to dość niewielka, ale niezła gra, przy której miło możemy spędzić kilka godzin. Nie jest jednak zbyt ambitna i złożona produkcja.