Downwell - stylowy upadek
Downwell to jedna z tych gier, która została wykonana przez wyłącznie jedną osobę, została oparta o jeden, innowacyjny pomysł i szybko zdobyła sporą popularność, która zasłoniła wiele innych gier Indie, ale po kolei.
Za stworzenie gry odpowiada niejaki Ojiro Fumoto, który z początku występował w operze i nie wiązał swojego życia z tworzeniem gier, jednak uznał, że nie chce dalej występować i skierował się ku grom. Ojiro miał wiele niedokończonych pomysłów na koncie, ale to w Downwell zobaczył największy potencjał i postanowił kontynuować nad nim pracę. Warto też dodać, że twórca miał wręcz obsesję na punkcie Spelunky (o którym więcej możecie dowiedzieć się tutaj), co mocno wpłynęło na finalny produkt, jak i same założenia rozgrywki.
Naszym zadaniem jest finezyjne manewrowanie pikselowym bohaterem, spadającym w kierunku dna studni. Tyle i aż tyle.
Na naszej drodze spotkamy wiele niebezpieczeństw, ale na szczęście jesteśmy wyposażeni broń, która wydobywa się z naszych nóg. Możemy strzelać różnymi rodzajami broni, które będziemy zdobywać w pobocznych pomieszczeniach. W nich możemy znaleźć też sklepikarza, który za klejnoty sprzeda nam ulepszenia, które znacznie ułatwią nam ciężką przeprawę.
Podczas przeszukiwania wszystkich jaskiń wchodzimy do bańki, która zatrzymuje czas, więc mamy nieskończoność czasu na powrócenie do akcji. Mimo tego, że Downwell jest bezlitosnym roguelikiem, to posiada wiele elementów, które o dziwo sprzyjają graczowi. Jeżeli na przykład skończy nam się na chwilę amunicja i niefortunnie skoczymy na przeciwnika, to gra nas nie ukarze, a przeciwnik zostanie zmiażdżony niczym w Super Mario Bros. Ważne jest też to, że podobnie jak w przygodach wąsatego hydraulika, na naszej drodze staną przeciwnicy wyposażeni w kolce, na których skakanie dość słabo zadziała.
Po pokonaniu każdego poziomu będą czekać na nas trzy bonusy, które odrobinę ułatwią nam podróż. Mamy przeróżne możliwości wyboru, ale zawsze wyjdziemy z decyzji na plus. Na takiej samej zasadzie nie działają style postaci, zdobywane podczas gry, ponieważ z każdą zaletą przychodzi minus np. zaczniemy grę z większą ilością energii, ale rzadziej będziemy mieli przyjemność napotkać nowe bronie. Coś za coś.
Rzecz, o której nie da się zapomnieć podczas ogrywania Downwell, to gęsty klimat, który potęguje kapitalna ścieżka dźwiękowa. Dźwięki też wypadły solidnie i wzbogacają każdą akcję w grze. Rzeczywiście czujemy się jakbyśmy byli w poprzedniej epoce gier, ale głęboko zanurzamy się w surrealistyczną stylistykę gry, tak samo, jak główny bohater zanurza się w głąb studni.
Skoro o stylistyce mowa, to grzechem byłoby zapomnieć o warstwie wizualnej gry, która wypada genialnie, mimo tego, że składa się z zazwyczaj trzech kolorów i grafiki, która nie dorównuje niektórym grom z NES'a.
Krwista czerwień pojawiająca się w wielu efektach, doskonale komponuje się z bielą, która wybrzmiewa dzięki wszechobecnej czerni. Cały efekt dopełniają płynne i staranne animacje, mogące cieszyć oko nawet tych ślepo zapatrzonych w grafikę. To samo tyczy się różnych efektów, a zwłaszcza broni, dzięki czemu posiadają one odpowiedniego "kopa".
Wspomniałem wcześniej o tym, że kolory ukazane na screenach są takie zazwyczaj, a jest tak, gdyż z czasem odblokowujemy dodatkowe tryby, które są wieloma kombinacjami trzech kolorów. Wiadomo, że z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie.
Lokacje jakie będziemy przemierzać są oczywiście cały czas osadzone w studni, ale z czasem ich wygląd się zmienia, dzięki czemu nie będziemy znudzeni po i tak krótkich sesjach.
Żeby nie słodzić cały czas grze, to muszę niestety przyznać, że poziom trudności jest mocno losowy, jak to w rougelikach bywa. Czasem przytrafi nam się doskonała passa i będziemy zdobywać najlepsze bonusy i efektownie wybijać groteskowe potwory, a innym razem zginiemy na pierwszej planszy. Taki jest już urok tego gatunku.
Reasumując, to Downwell jest bardzo minimalistyczną pozycją, ale z pewnością wartą zagrania. Często ogromne studia nie są w stanie wykrzesać tak interesujących doświadczeń ze swoich gier o milionowych budżetach, więc warto docenić pracę Ojiro Fumoto.