Facebook
28.01.2019

God of War - Ku nieznanemu Olimpowi krwawa jest wędrówka

Slashery to nie tylko świetny gatunek gier, ale też bardzo ciekawe zjawisko w branży. Jego pełne uformowanie, które znamy do dziś datowane może być na 2001 rok, gdy premierę miał pierwszy Devil May Cry. Ustalił on standardy dla tego rodzaju gier i mimo tego, że w innych produkcjach możemy zauważyć inne elementy, to rozgrywka w dużej mierze pozostała ta sama, przez co gatunek się zbytnio nie rozwija. Nie jest to żadnym pozorem wada, bo slashery się w ogóle nie starzeją (w przeciwieństwie do wielu open world'ów) i doskonale się sprawdzają do dziś, a w DMC 1 gra się tak samo dobrze, jak 18 lat temu. 

 

Santa Monica swoim dziełem nie chciała może tworzyć koła na nowo, ale dodała od siebie bardzo wiele nowości tworząc znanego nam dziś wszystkim God of War'a. Dało się to zauważyć już po tematyce gry, bo za główne źródło inspiracji oparto mitologię grecką. Ta jednak nie jest sednem opowieści, a raczej tłem i całym światem przedstawionym, ponieważ twórcy nie skupiają się na żadnym z bogów Olimpu, czy innym herosie. Głównym bohaterem jest tu bowiem Kratos, a ten w niczym nie przypomina bohaterów chwalebnych pieśni, czy doniosłych mitów. 

 

 

Kratos to przede wszystkim zimny drań, ale po kolei. Swoją wojenną karierę rozpoczął jako szeregowy spartiata. Samo bycie spartiatą nie jest byle szeregową robotą, o czym przekonał się, gdy mnóstwo jego pobratymców zginęło z rąk barbarzyńców. Podczas, gdy jego klęska również była pewna, pojawił się sam tytułowy bóg wojny, Ares, który wyciągnął pomocną dłoń do Kratosa i wyposażył go w łańcuchy z ostrzami. Wraz z nimi bez problemu poradził sobie z przeciwnikiem, a ten oręż już na zawsze związał się z nim. Przyjaźń z Aresem nie trwała długo, bo ten doprowadził Spartiatę do szaleństwa, przez co zabił swoją rodzinę i resztę bliskich. Nasz bohater, a raczej antybohater załamał się, a bogowie byli na niego źli, ale dali mu szansę na odkupienie - musi zdobyć puszkę pandory i pokonać boga wojny.

 

Fabuła jest bardzo dobrze poprowadzona, w przeciwieństwie do następnych części, w których powoli spadała. Co prawda, silnie opiera się o mity greckie, choć nie jest to wada - mamy w końcu do czynienia z grą silnie związaną z tą niezwykle interesującą mitologią. O ile zwykłe przerywniki nie robią większego wrażenia, to te renderowane już tak. Zazwyczaj będą one pokazywać krwawą przeszłość Kratosa w okazały sposób. Właśnie, krwawy - Spartiacie może jest żal złych uczynków, ale nie przeszkadza mu to dokonywać prawdziwych festiwalów przemocy na naszych ekranach. Nie liczy się prawie z nikim, niezmordowanie prze przed siebie, wrogów wykańcza w spektakularny sposób.

 

To również jest bardzo ważny przymiotnik, jeśli mowa God of War - spektakularny. Castlevania: Lament of Innocence czy inny The Mark of Kri miały wiele ciekawych momentów, ale to nic w porównaniu z wędrówką Kratosa. Jak już wcześniej wspomniałem, nie mamy tu do czynienia z zupełnie klasycznym slasherem. Santa Monica przygotowała dla nas prawdziwy spektakl i uczę dla oczu i uszu. Początek na statku, walki w Atenach, czy też finał, w którym państwo-miasto staje się maleńkim obiektem to coś niesamowitego. Niemalże na każdym kroku, przy każdej scenie, czuć rozmach i skalę naszego boju. God of War w ogólnym rozrachunku to naprawę niezapomniane przeżycie. 

 

Wizualnie gra zestarzała się trochę szybciej, niż inne dzieła na PS2, ale wciąż nie przeszkadza to w chłonięciu rozgrywki. Muzyka za to nie zestarzała się nawet o decybel i doskonale podkreśla każdą akcję dziejącą się na ekranie. Wiele innych slasherów miały ten minus, że zdarzały się momenty ciszy, ale Bóg Wojny nieustanie otacza nasze uczy boskimi wręcz dźwiękami. 

 

 

Niestety, muszę w końcu zejść na ziemię i skupić się na wadach, a trochę ich jest. Jak już wiecie, wiele rzeczy zostało wykonanych na medal, ale twórcy często zawodzą na podstawowych aspektach gry. Najpoważniejszym z nich jest zdecydowanie walka, która z początku wydaję się taka, jaka być powinna, ale im dalej w Ateny, tym gorzej. Kratos zachowuje się dość nieresponsywnie - często nie możemy wykonać bloku nim skończy się animacja ataku, co w takiej grze, jak Demon's Souls nie jest żadnym kłopotem, ale w dynamicznym slasherze na jeszcze większą skalę niż DMC, to kłopot. 

 

God of War znany jest ze swoim spektakularnych QTE, ale pojawia się kłopot przy dużych przeciwnikach, którzy nie reagują na nasze nieudolne wciskanie przycisku i zabijają nas, bo chcemy rozpocząć QTE. Mam też wrażenie, że jest dość dużo ruchów, które są bardzo rzadko przydatne i gra mogłaby się bez nich obejść lub zastąpić czymś lepszym. Już takie DMC 1 w tym wypadku wypada lepiej, bo w niewielkim wachlarzu ruchów, każdy atak miał swoje miejsce. Za dużo ruchów to wada oczywiście mocno umowna i nie należy jej sobie brać do serca. 

 

Kamera w większości przypadków wypada bez zarzutu, choć pojawia się problem przy elementach platformowych i zagadkach. Często nie jest nam pokazywane to, co powinno, a detekcja kolizji gra z nami w kości powodując frustrację. Najbardziej uciążliwe jest to w Hadesie, który został przedstawiony jako miejsce wypełnione ostrzami i ruchomymi kładkami. Ta lokacja wypadła chyba najgorzej i bardziej przypomina piekło, niż Hades z opiekuńczym bogiem.  

 

Same zagadki wypadają całkiem przyjemnie, ale wszystkie osoby mówiące o idealnym ich wyważeniu mocno mnie dziwią. W tego typu łamigłówkach po jakimś czasie wkrada się znużenie i mówiąc w prost - za dużo gry logicznej w tej grze akcji. Większość pewnie teraz uważa mnie za ułomnego idiotę, jednak uważam, że ciągłe chodzenie w tam i z powrotem, żeby ruszyć akcję do przodu jest denerwujące. Ten element posiada cała masa przedstawicieli gatunku, ale tutaj czuć to mocniej, bo w tym całym pięknym spektaklu bardziej nużą postoje. 

 

Cóż wychodzi z tych moich lamentów, że pierwszy God of War to średniak, ale nie jest to prawda. Po pierwsze, prawdziwy średniak to Lords of Shadow 2, a po drugie, zalety zdecydowanie przyćmiewają wady, jednak są one odczuwalne. Początek marki od Santa Monica jest niezwykle udany i jasno pokazywał, że w PS2 drzemie niemała moc, dająca nam epickie doświadczenie, a to jeszcze nie był koniec wspaniałych dzieł na tę konsolę.