Limbo - "from Station To Station"
Znajdujemy się w jednym wielkim koszmarze: zewsząd atakują nas niebezpieczeństwa, jesteśmy otoczeni nieprzyjaznymi drzewami i wszystko spowite jest całkowitym mrokiem. Śmierć dzieje się tu na każdym kroku, nie ma miejsca dla słabych. Wystarczy tylko wykonać jeden nieprzemyślany krok i natychmiastowo zostaniemy zgnieceni przez skałę, wpadniemy w przepaść, przeciwnicy rozszarpią nas w chwilę. Co więcej, nie mamy możliwości obrony. Tak się właśnie prezentuje tytułowe Limbo, a trafiamy do niego jako zwyczajny chłopiec. Nie jest on wyposażony w miotacz piorunów z Heart of Darkness, nie jest wysportowany, nie jest też żadnym potężnym czarnoksiężnikiem czy strzelcem.
Co on w ogóle tutaj robi? Czy jest szansa na wydostanie się? Czy chociaż na końcu wędrówki czeka nas coś przyjaznego? To stanowi dla nas wielką niewiadomą.
Gra nie zaczyna się żadnym rozdmuchanym wprowadzeniem ani zapoznaniem się z postaciami. Nie pada w nim nawet żaden dialog i ten stan będzie utrzymywał się do samego końca gry. Budzimy się zatem w lesie bez żadnego celu, więc jedyne co nam pozostaje, to parcie do przodu.
Rozgrywka dość mocno opiera się na cechach Cinematic Platformerów, choć gra sama w sobie do tego gatunku nie należy. Sterowanie więc jest proste, ponieważ do obsługi gry potrzebujemy tylko 6 przycisków, ale tak samo nie jest z rozgrywką. Jednak nic bardziej mylnego; jak wyżej wspomniałem, to tytułowe Limbo usilnie stara się nas zabić na dosłownie każdym kroku. Nasz refleks i spostrzegawczość muszą być cały czas w pełni sił, gdyż będą niezbędne w pokonaniu wszystkich rozpadlin, pułapek na niedźwiedzie (raczej na chłopców) i innych okropności. Często zostanie nam rzucona jakaś zagadka, ale nie zatrzymają nas one na długie godziny, ale długie minuty. Gra hojnie rozdaje punkty zapisu, więc nasza nauka na błędach nie będzie aż tak nieprzyjemna.
Nieprzyjemne za to będą nasze widowiskowe zgony, które brutalnością znacznie wyprzedzają Another World, a nawet Heart of Darkness. Flaki może nie leją się na prawo i lewo, a same sceny są bardziej sugestywne niż w wymienionych pozycjach, ale wciąż mają odpowiedni impet. Nasz mały i niewinny chłopiec może zostać skrócony o głowę, przebity przez ogromnego pająka lub zabity strzałą przez mniej przyjazne dziecko. Zawsze możemy też boleśnie wpaść na kolce albo z wielkim impetem uderzyć o ścianę. Do wyboru do koloru.
Z tym kolorem trochę się zapędziłem, ponieważ Limbo jest całkowicie czarno-białe. Jest to interesujący zabieg artystyczny, który twórcom wyszedł rewelacyjnie. W połączeniu z bardzo płynnymi animacjami i oszczędnym otoczeniem tworzy on doskonałą mieszankę.
Pomimo tego, co napisałem, to pozostaje wciąż jeszcze jedno ważne pytanie: O czym w końcu jest Limbo? Tak naprawdę, to na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Gra jest niczym film Davida Lyncha i dosłownie każdy może wysnuć własną interpretację zdarzeń dziejących się na ekranie. Dla mnie z początku gra wydawała się prościutką historią miłosną. Całe Limbo stanowiło zły i bezduszny świat przepełniony konsumpcjonizmem i przemocą. Kucająca dziewczyna na końcu to uosobienie dobra i miłości, do którego dążyliśmy przez całą grę. Podczas przeszukiwań w Internecie ktoś gdzieś zwrócił uwagę, że kuca ona przed prawdopodobnie grobem. Wyszły więc interpretacje mówiące, że chłopiec nie żyje i znajduje się w zaświatach, a zrozpaczona dziewczyna czuwa przy jego grobie.
To wyjaśnienie nie do końca mnie zadowoliło i wysnułem inną teorię, również popularną w Internecie: Dziewczyna jest chora psychicznie i to ona zabiła chłopca. Surrealistyczna kraina ukazuje nam brutalność tego świata, ale w jeszcze bardziej spaczony sposób niż scenariusz z historią miłosną. Pokazuje jego najmroczniejszą stronę, o której dzisiejsi szarzy ludzie nie zdają sobie nawet sprawy. Po przeżyciu tych wszystkich okropieństw wraca on na miejsce tragedii i widzi jak zabójczyni zakopuje jego zwłoki. Wiele osób uważa, że osoba na końcu gry jest siostrą głównego bohatera, ale nie ma w sumie żadnego dowodu na to.
Jak wspomniałem, to scenariuszy jest nieskończoność i z pewnością większość z nich jest nadinterpretacją, której nie spodziewali się sami twórcy.
Na pewno znajdą się też tacy, którzy uznają, że autorzy po prostu grają nam na emocjach kolejnymi zgonami chłopca i... też będą mieć taką samą rację, jak reszta.
Pomimo tego, że Limbo ̶o̶f̶ ̶T̶h̶e̶ ̶L̶o̶s̶t̶ silnie inspiruje się formułą platformówek z lat 90., to wciąż pozostaje unikalnym tytułem. Co więcej, jego oryginalność wyprzedza lwią część dzisiejszych gier AAA z milionowymi budżetami. To niepozorne i krótkie dzieło jest zdecydowanie pozycją wartą sprawdzenia.