Neo Contra - Run N' Gun ostateczny
Większość graczy, gdy usłyszy nazwę "Contra", przypomina sobie kultową produkcję na NES, tudzież bardziej polskiego Pegasusa. Nie jest to nic dziwnego, bo pierwsza część tej serii obrosła niemal takim samym kultem, jak Super Mario Bros. Niewielu polskich graczy już wie, że Contra otrzymała niemało kontynuacji. Żeby wprowadzić większe zdziwienie dodam, że druga ukazała się powszechnego Pegasusa!
Większość następców nie różniła się zbytnio sposobem prowadzenia rozgrywki. Oczywiście, Contry stawały się coraz szybsze i bardziej szalone, ale nic zapowiadało wielkich zmian w formule, która sprawdzała się bardzo dobrze i nikt zbytnio nie narzekał na jej monotematyczność. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że niewielu w ogóle docierało do końca tych gier. Szósta generacja, podobnie jak w przypadku innych marek, zmieniła ten stan rzeczy.
Mystery G jak zwykle zwarty i gotowy.
Podobnie jak w przypadku Castlevanii, Konami zdecydowało się na odważny krok i przeniosło serię w trójwymiar, zmieniając zupełnie kamerę. Była to jednak zmiana stopniowa, bo poprzednik, Shattered Soldier, posiadał już trójwymiarową grafikę, ale styl rozgrywki był do podobny do klasyków. W Neo Contrze zdecydowano się z kolei na rzut izometryczny. Czy to w jakiś sposób zepsuło akcję? Czy fani mają się czego obawiać? Absolutnie nie. Taki typ rozgrywki idealnie zastępuje klasyczne "side-scrollowanie", przeciwnicy niemal nigdy nie wyskakują perfidnie zza ekranu, a poza tym, to jakoś fajniej jest pruć we wszystko, co się rusza w 360 stopniach.
Zmiany możemy zauważyć już na starcie, bo zamiast zbierać power-upy w czasie gry, to na samym początku wybieramy zestaw broni, którym będziemy się posługiwać już do końca gry. Są to dwie broni podstawowe i jedna namierzająca. Wydawać by się mogło, że jest to mocno ograniczające, ale pozwala na większe przemyślenie rozgrywki i nie bieganie w kółko za jedyną (S)łuszną bronią. Nie trzeba się też przejmować o zbieranie ulepszeń, co znów pomaga nam w skupieniu się na czystej akcji. Tej w Neo Contrze znajduje się aż nadto - nigdy nie uświadczymy momentu, w którym powinniśmy przestać strzelać. Co do rodzajów broni, to znajdą się takie klasyki, jak karabin maszynowy, ale jeśli się trochę po męczymy, to odblokujemy prawdziwe potwory znacznie ułatwiające grę.
Nawet z najlepszym zestawem giwer Neo Contra wciąż jest bardzo wymagająca. Nie ma nawet takiej opcji, że grę uda Wam się skończyć za pierwszym razem, a nawet jeśli, to o przyzwoitym zakończeniu możecie pomarzyć. Zależą one od ocen, jakie otrzymamy na końcu każdego poziomu. Żeby tego było mało, to słabe oceny zablokują nam dostęp do dwóch ostatnich etapów gry! To jest dopiero prawdziwy brak litości.
Dzięki przejściu w grafikę 3D, Contra stała się jeszcze bardziej satysfakcjonująca. Żołnierze rozpadają się na kawałki, wszystko wybucha i strzela kolorowymi pociskami. Pomimo utrzymania dość szarych barw przez całą grę, to Neo Contra jest jedną z najbardziej szalonych gier: Jazda na potworach kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, pływanie na włączonych torpedach, loty w kosmos, fantazyjne transformacje mutantów, a nawet bieganie... po śmigłach helikoptera. Przy tych wszystkich absurdalnych akcjach przygrywać nam będzie idealnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Najlepiej zapada w pamięć muzyka z poziomu 4, który wieńczy walka z psem w hełmie Cesarstwa Niemieckiego, dosiadającego wielkiej, laserowanie machiny wodnej. Brak słów.
W tym miejscu powinienem w końcu wspomnieć co nieco o fabule w Contrze. Wydawać by się to mogło dla wielu zwykłą fanaberią, ale tym razem jest inaczej, przynajmniej trochę. Historia kręci się wokół dwóch żołnierzy o wdzięcznych imionach Billy i Jaguar (ich połączenie stworzyło by zabójczą mieszankę). Ich zadaniem jest powstrzymanie tytułowego oddziału, czyli Neo Contry. Opowieść obfituje w zaskakujące zwroty akcji, niespodziewane zdrady, przejmujące śmierci i... prawdę mówiąc, to wszystkie te elementy są na miejscu, tylko bardziej wywołują salwy śmiechu, a nie przejęcie.
Elementem, bez którego Neo Contra nie byłaby tak dobra, to tryb kooperacji, a dzięki niemu możemy siać jeszcze większe zniszczenie. Nawet podczas takiego przepychu gra nie zwalnia i utrzymuje solidne 60 klatek. Co prawda, grafika może nie osiąga maksimum możliwości swoich czasów, ale animacje wyglądają bardzo dobrze, a design wszystkich wrogów wyszedł świetnie, lecz to już wiecie z opisu absurdów dziejących się na ekranie.
Aby bezsensownie nie przedłużać, Neo Contra to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów akcji. Przejście wszystkich poziomów może i zajmuje godzinę, ale jest to jedna z najbardziej intensywnych godzin, jakie może Wam zaoferować PlayStation 2.