Facebook
28.10.2018

Prawdziwy Star Wars: Battlefront II

Najnowszy Battlefront II od Electronic Arts był więcej niż tylko klapą marketingową. Z małego posta na reddicie wybuchła ogromna nagonka na sam tytuł oraz mikropłatności w grach. Nie przeszkodziło mu to jednak w osiągnięciu wymiernego sukcesu i zapewne za kilka lat będziemy mogli spodziewać się trzeciej części cyklu.

 

Czy aby na pewno trzeciej? Tak naprawdę, to EA sprytnie ukryło fakt, że marka Battlefront ma już 12 lat na koncie i 6 częsci! Co więcej, Battlefront 2 wyszedł w odległym 2005 roku i nie tylko był (i jest) świetną grą, a jego premiera obyła się kontrowersji związanych z mikropłatnościami.

 

Warto też zaznaczyć, że sytuacja marki Gwiezdnych Wojen była zupełnie inna niż teraz. Były to czasy, gdy nad interaktywnymi adaptacjami serii pieczę sprawował LucasArts, którym przewodził George Lucas wiedzący od samego początku, że w branży gier tkwi ogromny potencjał. Jego podejście poskutkowało całą masą gier na podstawie wydarzeń z odległej galaktyki. 

 

Co prawda, cechowały się one różną jakością, ale jest kilka tytułów, które zdecydowanie wybijały się ponad przeciętność i stały się ponadczasowe. Do tej wąskiej grupy z czystym sumieniem można dołożyć Star Wars: Battlefront II.

Powstał on w czasach finału epizodu trylogii prequeli, czyli Revenge of the Sith, który w znaczącym stopniu wpłynął na grę. Wszystkie motywy, postacie, lokacje z Zemsty Sithów zostały przeniesione do tytułu i odgrywają w nim główną rolę.

 

 

Nie znaczy to jednak, że stara trylogia nie jest obecna w grze. Z naprawę pokaźnej liczby map dostępnych w grze jest też do wyboru wiele klasycznych lokacji, takich jak genialne Hoth, legendarne Yavin IV czy niezbyt okazałe graficznie, ale klimatyczne Taooine

 

Przychodząc do samej rozgrywki, to jeśli ktoś oczekuje kolejnego arcadowego shootera podobnego do BFII z 2017, to zostanie mocno zaskoczony, ponieważ grze bliżej jest do starych Battlefieldów (w tym zrecenzowanego już przez nas 1942) niż do współczesnego stylu gier multiplayer. 

 

Pomimo tego, że gra nie jest bardzo skomplikowana i nie posiada aż tak powolnego tempa, to jeśli nie jesteśmy za sterami AT-AT i nie latamy statkiem kosmicznym, to musimy pomyśleć o następnym kroku i rozsądnie wybrać klasę postaci. Jest ich kilka rodzajów i każda znacznie się od siebie różni. Różnice są mocno zaakcentowane dlatego, że każda z klas ma rzeczywiście inny sprzęt i jeśli wybierzemy piechura z wyrzutnią rakiet, to nie dostaje on jeszcze karabinu do pakietu, tylko mizerny pistolet, dzięki czemu nie mamy klasycznego szturmowca i speca od ciężkiej broni w jednym.

Rodzaj klas zależy również od wybranej przez strony konfliktu, wydzielonej przez erę (stara trylogia i prequele), w jakiej będzie odbywać się walka.

 

Pozostawione nam do dyspozycji tryby są wariacjami na temat klasycznych trybów z klasyków gatunku multiplayer, czyli zamiast porywać przeciwnikowi flagę, to zabieramy mu cenny nośnik danych itd. Ponad przeciętność wybija się tu tryb XXL (świetnie prezentuje się on na Hoth), w którym pojawia się znacznie więcej żołnierzy niż zazwyczaj, a polega on głównie na deathmatchu. 

 

Kolejnym punktem programu są bitwy w kosmosie gdzieś ponad znanymi planetami. Polegają one na zniszczeniu głównego statku wroga, a zabawa jest naprawdę urozmaicona, ponieważ aby tego dokonać, możemy przedrzeć się do środka bazy wroga, wyjść ze statku i zniszczyć trochę sprzętu, co znacznie ułatwi nam zadanie, ponieważ mimo ogromnego ryzyka, to jest to znacznie szybszy sposób niż zalewanie statku milionem pocisków. 

Machin do dyspozycji też jest kilka i każda z nich też sprawdza się do czegoś innego. Twórcy nie zapomnieli oczywiście o legendarnych Tie-Fighterach i X-Wingach, za sterami których również możemy zasiąść

 

 

Nie wspomniałem jeszcze ani słowem o trybie dla pojedynczego gracza, a powinienem, ponieważ twórcy tutaj jak i w innych aspektach gry popełnili spory progres. Fabuła nie jest już tylko zlepkiem bitem z filmów, a pełną historią klonów Legionu 501, czyli jednostki, która ewoluuje podczas kampanii w Imperialnych szturmowców. 

Dalej nie jest ona jakoś wybitnie rozbudowana, ale oferuje misje oparte na prostych celach i jest miłym wstępem do całego doświadczenia, w przeciwieństwie do kampanii z BFI.

 

Może się powtórzę, ale starszy Battlefront II nie ma nic wspólnego z arcadem obecnym w nowszej wersji. Jeśli chcemy polatać statkiem, to rzeczywiście będziemy musieli do niego wejść i wystartować, a specjalne postacie, mające ogromną przewagę nad zwykłymi żołdakami, nie są dostępne za pomocą żadnych żetonów rozrzuconych po mapie, a są przyznawane najlepszym graczom, którzy zasłużyli na dzierżenie miecza świetlnego w swojej... myszce. Ów specjalne postacie to najczęściej najsławniejsi przedstawiciele ciemnej lub jasnej strony mocy (Darth Vader, Palpatine, Obi-Wan Kenobi), ale są jeszcze mniej obeznani z mocą, czyli np. Han Soli, Chewbacca lub Boba Fett.

 

Do walki nie tylko jest świetlny miecz, co możemy zauważyć po bogatym arsenale. Mamy do dyspozycji klasyczne karabiny strzelające laserami, ale są też kusze Wookich, strzelby i inne działa strzelające dziwnymi falami energii. Obrażenia otrzymane z tych, jak i innych broni będziemy leczyć apteczkami, a największą ironią jest fakt, że jeśli jesteśmy już w butach specjalnego charakteru, to po kilku chwilach bezruchu, nasze życie zacznie... spadać. Aby je odnowić, musimy zabijać zwykłych przeciwników.

 

 

Muzyka składa się głównie z utworów, które mogliśmy usłyszeć w filmach i jest ona miodem dla uszu znających muzykę Johna Williamsa

Podobna sprawa ma się z dźwiękami, nadającymi iście filmowy klimat walkom w kosmosie i na lądzie.

Jeśli chodzi o grafikę, to prezentuje się gorzej niż warstwa muzyczna i czasami sprawia wrażenie, jakby gra została zrobiona wcześniej niż w 2005 roku , ale przez większość czasu świetnie komponuje się z atmosferą starej, jak i nowej trylogii, dzięki czemu możemy przymknąć oko na słabsze animacje i rozmazane tekstury. 

 

Pewnie w wielu głowach może się pojawić ważne pytanie: Czy warto zagrać w Star Wars: Battlefront II z 2005, skoro mamy do dyspozycji znacznie nowszą edycję od EA? 

Zdecydowanie! Serwery od jakiegoś roku znów działają i nie są może wypełnione po brzegi, ale zawsze znajdziemy kogoś, z kim będziemy mogli stoczyć najbardziej ikoniczne bitwy z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Gra również chodzi bezproblemowo z nowszymi systemami, więc nie pozostaje nic innego, jak złapać za blaster, miecz świetlny i dać się porwać konfliktowi odległej galaktyki.