Total War: Rome - Alea iacta est
Eksperyment Creative Assembly, jakim była seria Total War, okazał się niebywałym sukcesem. Nie oznacza to jednak, że marka była ponad inne znane gry strategiczne. Pomijając samą rozgrywkę, to największym mankamentem była dość przestarzała grafika. Total War: Medieval zaskarbił sobie serca wielu fanów, ale faktem jest, że w 2002 roku był on bardzo przestarzały. Początek XXI wieku to czasy ogromnych skoków graficznych, które następowały nawet co kilka miesięcy, więc silnik pierwszego Shogun operującego jeszcze na archaicznych sprite'ach był dużym kłopotem. Mimo tego, że Medieval i tak został przyjęty bardzo dobrze, to Creative Assembly postanowiło uwolnić się od starego silnika i stworzyć zupełnie, który mógłby w pełni pokazać skalę wojny totalnej.
Jeśli chodzi o grafikę, to twórcy mierzyli w jak najnowocześniejsze rozwiązanie, ale historia przeniosła nas najodleglejszego okresu w serii, czyli epoki antyku. Ściślej pisząc, to akcję gry osadzono w latach pomiędzy 270 p.n.e., a rokiem 14 ery nowożytnej. Był to okres, w którym Republika Rzymska zaczęła powoli zamieniała się w największą potęgę na świecie, a sam ustrój panujący w państwie upadł za sprawą Oktawiana Augusta. To on właśnie w pełni obalił demokrację i stał pierwszym władcą Cesarstwa Rzymskiego. Były to też czasy innych wielkich dowódców i cesarzy, takich jak Kleopatra, Hannibal, czy sam Juliusz Cezar.
Zanim przejdę do samego sedna gry, to rozpłynę się nad klimatem gry, który jest niesamowity. Pomijając kilka problemów (o których za chwilę), to dzieło Creative Assembly bez ostrzeżenia zanurza nas w klimacie starożytności. Krwisto-czerwone barwy rodu Juliuszów czy słonie egipcjan powodują wręcz ciarki na plecach. Co więcej, mamy tu do czynienia z mnóstwem nazw i wydarzeń ze świata Starożytnego Rzymu. Dzięki nim nasze panowanie staje się jeszcze bardziej wiarygodne. Małe detale, takie jak wynalezienie teleskopu czy przejęcie Aleksandrii nadają całemu przedsięwzięciu smaku. Co ciekawe, najbardziej wiernym historycznie elementem w całej grze jest muzyka. Oprócz tego, że jest zgodna z epoką antyku, to po prostu doskonale wpasowuje się w klimat i wydarzenia na ekranie.
Zanim wyruszmy na podbój, to będziemy musieli zdecydować jak on w ogóle będzie wyglądał. W menu mamy do dyspozycji dość złożony tutorial (Prologue), klasyczną kampanię (Imperial Campaign), historyczne bitwy (Historical Battle) oraz walki stworzone przez nas samych (Custom Map). Jest też szybka bitwę (Quick Battle), która natychmiastowo tworzy losowy scenariusz i pozwala stoczyć szybką potyczkę bez żadnego ustawiania szczegółów.
Najbardziej rozbudowanym trybem jest oczywiście kampania i tutaj poczyniono ogromne zmiany względem poprzedników - oczywiście na lepsze. Przede wszystkim, przemieszczanie się po mapie nie polega wyłącznie na tępym przesunięciu pionka. Od teraz musimy rzeczywiście podróżować po mapie, szukać najlepszych dróg do celu i ewentualnie unikać starć. Eliminuje to też absurdy z Shoguna np. gejsze, które całkowicie niszczyły balans gry. Dla zobrazowania, to system ten przypomina dość mocno Heroes of Might and Magic. Oczywiście, po mapie znów cały czas biegają dyplomaci, szpiedzy, zabójcy i inne postacie nie mogące atakować, ale zostały o wiele bardziej zbalansowane.
Ponownie przyjdzie nam rozbudowywać nasze miasta, a wybór budynków nie kończy się wyłącznie na ulepszaniu baraków. Do zbudowania mamy wiele świątyń, łaźni, akweduktów, miejsc do rozgrywania igrzysk itd. Oprócz drobnych bonusów do ogólnej rozgrywki, to zwiększają one zadowolenie mieszkańców, które powinno być naszym oczkiem w głowie. System zadowolenia został znacznie usprawniony względem poprzedników, ponieważ jest on teraz mierzony w procentach, a nie cyfrach, więc zamiast od razu przejąć osadę, to wskaźnik spadnie do ok. 40% i lud wywoła drobne zamieszki, potem na 20% coraz mocniejsze bunty, a przy zerze, podejmą się próbny najwyższego buntu, przez który możemy utracić miasto. Sposobów na modyfikowanie tej wartości jest mnóstwo, a nawet, jeśli zadowolenie przekracza nasze oczekiwania, to zawsze możemy odpowiednio zwiększyć podatki. Wilk syty i owca cała.
Bardzo miły elementem okazała się możliwość obejrzenia naszego miasta i nie chodzi mi tu o malutki model na mapie strategicznej. Otóż, wybierając specjalną ikonkę w ekranie miasta, możemy wejść do niego tak, jakbyśmy mieli stoczyć i bitwę. Rozglądamy się wtedy po całym mieście, podziwiając budowle, które przed chwilą stworzyliśmy.
Miastom możemy przyglądać się też podczas starć z przeciwnikami, a one w żadnym stopniu nie zawodzą. W końcu nasze jednostki możemy je oglądać w pełnym 3D, a nie jako dwuwymiarowe sprite'y. Pomimo wielu lat od premiery, to wciąż się na nie miło patrzy, a czasem zaskakują swoją szczegółowością. Do wyboru mamy wiele taktyk znanych z rzeczywistości (falanga, klin) i mnóstwo formacji, które pozwolą nam wykonać bitwę doskonałą. Każdy oddział działa inaczej i ma swoje mocne jak i słabe strony, więc musimy rzeczywiście wykazać się myśleniem taktycznym podczas bitwy. Możemy nawet wybronić się tak, że uda nam się rozbić armię kilkukrotnie nas przewyższającą, a to uczucie jedyne w swoim rodzaju.
Oblężenia zostały przedstawione znacznie ciekawiej niż w Shogunie, bo bronimy ogromnych miast wypełnionych bo brzegi budynkami, a nie jednej wierzy po środku niczego. Nasze miasto okalają także mury forsowane za pomocą drabin, wież, taranów, katapult, balist i innymi sprzętami. Ogólnie są zaprojektowane bardzo dobrze, ale wykorzystanie uliczek i innych ciaśniejszych miejsc jest niestety bezużyteczne.
Nowy system poruszania się umożliwił poruszanie się po morzu, ale walki na nim są wykonywane tylko w formie komputerowego obliczenia, więc nie są zbyt ekscytujące. Dziwne jest też to, że podczas walki komputer nie bierze pod uwagę liczby jednostek, tylko moc statku, co na dłuższą metę jest nielogiczne.
Co do szybkich walk, to tutaj sztuczna inteligencja najbardziej ukazuje swoją ułomność, bo czasem malutki oddział jest w stanie zniszczyć kilkutysięczną armię, a w rzeczywistości nie mielibyśmy najmniejszej szansy. Co więcej, starcia na morzu to zupełna ruletka.
Podsumowując, Total War: Rome to jak te czasy dość rzemieślnicza gra bez szlifów, ale wciąga tak, jak za premiery, a syndrom "jeszcze jednej tury" będzie dawał zawsze o sobie znać. Istnieje ogrom modów do tej produkcji, które mogą zlikwidować większość wad, więc łatwo można wyostrzyć tępy miecz, którym jest Rome 1.