Facebook
27.08.2019

Unreal Tournament 1999 - Mutliplayer na nierealną skalę

Czas na kolejną podróż w czasie. Mamy rok 1999. Jeśli chodzi o gry nastawione na tryb sieciowy, to w Polsce uskutecznianie takiego rodzaju zabawy było najwyższym aktem burżuazji, albo wymogiem udania się do kafejki internetowej. Jeśli chodzi o sam repertuar, na rynku chulały już tak nieśmiertelne gry, jak Starcraft, Quake 2, Half-Life czy też mod do niego, Counter-Strike. Wspomniany wyżej rok przyniósł jednak prawdziwych mistrzów owego gatunku, czyli Quake III: Arena i Unreal Tournament. Jako że Quake'a uwielbiam, ale w jego singlowej formie (z pominięciem czwórki, to raczej oczywiste), to przyjrzymy się jego konkurentowi, który jest bliższy mojemu sercu, a uściślając, czasowi mojego nieśmiałego zapoznawania się z branżą gier. 

 

Zacznijmy od tego, że Unreal był na początku znany z trybu dla pojedynczego gracza. Pierwsza część pod tym tytułem trafiła na rynek rok wcześniej i zrobiła spore zamieszanie osiągnięciami techniczymi, ale mniej rozgrywką, która w mojej opinii niestety nie nadążała za hitami na silniku build. Kod sieciowy w pierwowzorze nie był wybitny, ale na tyle dobry, że twórcy w kontynuacji uznali go za priorytet sprawiając, że kampania dla pojedynczego gracza była dość umowna, ale o tym zaraz.

 

Jak sam tytuł wskazuje, motywem przewodnim gry są mistrzostwa dziejące się w dalekiej przyszłości. Polegają one oczywiście na wybijaniu się nawzajem w przeróżnej formie. Darując już sobie to tło fabularne, przejdę do konkretów; do dyspozycji mamy mnóstwo świetnych trybów z równie świetnymi mapami brońmi i mechaniką strzelania. 

 

 

Skoro zajmuję się grą multiplayer, na początku rzucę się np. na styl, a ten jest warty wspomnienia. Gra ma dość surową i dosadną stylistykę, z niezbyt ozdobionymi w detale, ale futurystycznymi mapami nadającymi grze dość poważnego tonu. Wrażenie to potęguje świetna ścieżka dźwiękowa, a docinki przeciwników i narrator komentujący nasze wyczyny (FIRST BLOOD, ULTRA KILL) osłabia ten poważny klimat i przekształca go w prawdziwie szalone igrzyska śmierci. Najbardziej pamiętna mapa to bez dwóch zdań Facing Worlds z dwoma charakterystycznymi zamkami i Morpheus z niesamowicie wysokimi budynkami. Oprócz tego jest jeszcze wiele ciekawych map. Najważniejsze jest to, że jest ich naprawdę dużo, co nie pozwala nam się nudzić. Możemy grać dosłownie kilka godzin w czasie jednej sesji i nie natrafimy na żadnego "dubla". Gdyby tylko gry wyścigowe tak działały...

 

Bronie to kolejny fenomenalny i oryginalny element. Każda z nich alternatywny tryb wystrzału i z każdej strzela się zupełnie inaczej. Co prawda, mamy klasyczne pistolety, minigun czy snajperkę, ale reszta to już zupełne szaleństwo w formie granatniko-strzelby na gorące odłamki, wyrzutni piekącego zielonego gluta, karabin plazmowy, którego ataki możemy połączyć w wielką eksplozję. Mało? Wyrzutnia rakiet może zamienić się w wyrzutnie granatów, karabin pił tarczowych(!) odciąć

przeciwnikowi głowę, a głowica nuklarna(!!)... wiadomo co.

 

 

Taka wybuchowa mieszanka nadaje grze mnóstwa głębi. Mamy jeszcze do dyspozycji teleport, którym co prawda możemy kogoś zabić, ale znacznie bardziej nadaje się do efektownej zmiany pozycji. Nie zabrakło również znajdziek w formie apteczek, podwójnych obrażeń czy zbroi. Jak już wcześniej wspomniałem, wisienką na torcie są odgłosy narratora potęgujące radość z gry. 

 

Oprócz klasycznego Deathmatcha z drużynową odmianą, mamy tryby polegające na przechwytywaniu flagi (w 1999 roku było to coś świeżego), wykonywaniu zestawu określonych zadań, czy też dominację, polegającą na utrzymywaniu danego punktu i wiele innych. Zestaw jest więc, patrząc z dzisiejszej persketywy, dość klasyczny, ale zatrzęsienie map sprawia, że każda gra jest inna.

 

Wypadałoby przymajmniej zdaniem jeszcze wspomnieć o trybie singleplayer. To nic innego, jak starcia z botami oprawione w listę poziomów do przejścia i halę z trofeami na końcu. To całkiem przyjemna zaprawa przed grą online, lecz przyznam się, że spędziłem na tym trybie z pewnością znacznie więcej niż statystyczny gracz. Oprócz klasycznych map, Unreal posiada rzeszę fanów tworzących własne mapy tryby gry. Jeden z nich polega np. na wybijaniu hord potworów brońmi z pierwszej części, aby dobić się do końca. 

 

Unreal Tournament jest świetną grą online i zdecydowanie nadal warto po niego sięgnąć. Niech dowodem na to będzie fakt, że garstka ludzi nadal w niego gra doceniając świetnie zbalansowaną rozgrywkę bez mikropłatności i mnóstwem zawartości. "H O L Y    S H I T !"